Witam wszystkich bardzo serdecznie!
Chciałbym was prosić o pomoc w wyborze mojej drogi rozwoju na gitarze. Otóż.
Gram jakieś 4 miesiące. Znam podstawy. Akordy z roznym biciem, skale, uklad czesci dzwiekow na gryfie (te dziady z kropeczkami 3 5 7 etc), ale zadnej piosenki zagrać nie potrafię, prawde mówiąc.
Czemu? Zwyczajnie nie interesuje mnie odtwarzanie czyjegoś dzieła. Nie gram długo, ale rozumiem wiele rzeczy, szybko się uczę - z jednej strony u nauczyciela, z drugiej - samemu, droga dedukcji i prób.
Celuje.. w improwizacje. To mój bakcyl. Ekspresja, obrazy, historyjki które tworzę samemu, feeling który choć jeszcze marny już zaczyna sobą coś wyrażać. Nie jestem w stanie nawalać w dzwięki na skalach w sposób przypadkowy i mega techniczny, ale znajduje szybko pare progow i tworze z nich coś swojego, coś co jest na miare moich skillsow poruszajace i ladnie brzmiace.
Ostatnio doszedlem do tego, że wiele skal można ze sobą połączyć i biegać po gryfie, a nie siedzieć w jednej tonacji. Czytałem wczoraj wywiad z moim nowym muzycznym idolem (od wczoraj) Steve Vaiem, i mam bardzo podobne podejście do tego instrumentu. Mówił on tam też, że skale to nie kombinacja progów, ale kolory. Zrozumiałem to dopiero jak dziś zacząłem sobie improwizować - no bo skoro dowolna skale mozna zaczac od dowolego dzwieku to znaczy, że nie są one przypisane i niezmiennie zagrane W TYM MIEJSCU (np od 5 do 8). Mam rację? Ciekawi mnie czy dobrze wydedukowałem.
Ale to tyle z opisówki, wstępu.
Zacząłem się niedawno zastanawiać nad tym, czy jakbym nie był ograny w czyjejś twórczości, znał tam kawałki czyjeś bo się wyuczyłem etc. to czy nie dawałoby mi to dodatkowej wiedzy jak wywołać dane brzmienia na gitarze, a potem to podswiadomie wykorzystywać w improwizacji/pisaniu solówek ?
To jedna droga.
Druga to taka, że stawiam głównie na siebie. Znam skale, znam harmonie (czym się w ogole rozni skala od harmonicznej? W tej pierwszej sa 3 dzwieki na jednym progu, a w drugiej tylko po 2? Czy to nie jest ograniczajace dla muzyka?) i ciągle jadę samemu te impro, aż wyrobi mi się wszystko, a potem nawet trudne utwory czyjeś będę umiał zagrać.
Prawde mówiąc, 1 droga jest mądrzejsza, lepsza, ale 2 mnie znacznie bardziej pociąga. Tak ja uważam, a Wy? Siedzicie w tym temacie po uszy, pomóżcie laikowi.
Ach, i stawiam na finezyjną muzykę, a nie na rąbankę typu Soad. Chce by moja gitara potrafiła zaśpiewać nie gorzej niż głos.
Z góry dzięki, mistrzowie!