26-06-2012 15:28
Żeby zrozumieć fenomen Nirvany, to trzeba zrozumieć czasy, w których tworzyła, działała. Lata ich świetności to był moment gdy na listach, w eterze królował pop i disco. Największe sukcesy Micheala Jacksona bardzo dobre lata Madonny itp. Ludzie, którzy lubili rockowe granie tęsknili za jakimiś mocniejszymi brzmieniami, czymś co chociaż przypomniało by im lata 60, 70 świetności rock and rolla. I pojawiły się zespoły, które dały tego namiastkę, a więc np. GNR oraz Nirvana. Nirvana z prostymi riffami, kompozycjami, pełna energi na scenie. Bardzo wulgarna w porównaniu do popowej poprawności. Brudne, proste kompozycje z chrypiącym wokalem, ale takie, które łatwo wpadają do głowy, można je zagrać, zaśpiewać, powtórzyć. Można pójśc na koncert i poprostu się wyżyć na nim przy muzyce, któa kipi energią, a nie czystymi, hermetycznymi dzwiękami w połączeniu z Jacksonowym wokalem. Wielu ludzi jeździ po nich, że inne grungowe kapele zjadają ją na śniadanie. Ale fakt jest taki, że gdyby nie Nirvana świat by się nie dowiedział co to jest grunge. Ktoś musiał zacząć.
Pozatym, nie bardzo rozumię ludzi, którzy z jednej strony są fanami growlingu, screamingu, a z drugiej strony mówią, że Curt nie umiął śpiewać (może nie był rewelacyjnie melodyjny, fenomenalnie techniczny, ale miał przede wszystkim charyzmę i moc, dzięki której przyjemnie się tego słucha). Dla mnie wokal w black, death to jest zwyczajnie krzyk zarzynanej świni, bez obrazy dla nikogo, po prostu nie trafia do mnie ta muzyka, a wokal uważam, że nie ma nic wspólnego ze śpiewem, są to fałsze raniące swymi częstotliwościami uszy. Jednka z tego powodu, że do mnie to nie przemawia, to na żadym forum, czy w temacie tego typu się nie wypowiadami i nie krytykuję, bo może zwyczajnie jestem zbyt głupi ograniczony w temacie tych 2 nurtów i nie chcę innym udowadniać, że to jest ch... i czemu tego słuchają.
Alhambra 7P, Hohner HC-06, lutniczy Gibson es 175, Fender SQ Affinity, Marshall JCM DSL 50, Marshall 1936 2x12, Marshall MG 15, Boss: NS, CH1, MD2