Witajcie!
Pokrótce przedstawię swój problem, dołączę zdjęcia i potem o cos się Was spytam, doradzę.
Pogrywam (-łem.....) sobie na moim pięnym akustyko-elektryku marki Fender (ukochana gitara, zapracowałem sam na nią - a to zawsze bardziej chyba wzmaga uczucie do niej ;p). No i niestety mieszkam z nierozgarniętym typem (wiecie, studia) i zostawiłem swoją gitarę w pokoju - grzecznie stała i czekała na mnie w kącie, jak zawsze. No i ten typ, z którym mieskzam po porsut ją rozwalił... Twierdzi, że przechodził obok niej, zawadził drzwiami od balkonu i się przewróciła, jak t mówi "na front", a efekt jest tego taki, jak poniżej na fotkach:
Jak dla mnie wygląda to kiepsko i raczej jakby na niej usiadł ktoś, albo stanął -a nie jakby się przewróciła i nagle przyapdkiem by płękła główka - wszak to jest kawałek drewna, nie tektura. Tak więc jego oficjalna wersja jest dla mnie dość wątpliwa i nawet moja wiedza z zakresu fizyki i wytrzymałości amteriałowej trochę podpowiada mi, że tam musiało dzaić się z moim skarbem coś więcej, no ale nei to jest tematem dyskusji...
Otóż serce mnie boli i żal mi, że gitara, na którą poświęciłem trochę kasy (kosztowała mnie nowa ~1000zł - a to dla studenta dużo :)) a w dodatku no dość ciezko an nią harowałam te 1,5 roku temu...
Jednakże pierwszy raz spotykam się z takim uszkodzeniem gitary. I nie wiem - gość oferuje mi, ze zaniesie mi się do lutnika i naprawi na swój koszt, ale... ja jakoś nie jestem przkekonany, jaka bedzie trwałośc tego po takiej naprawie i czy taka naprawa jets w ogóle możliwa - jka na moje oko to to jest do wymiany główka/gryf? Sam nei weim... A z tego cow iem klejenie to no.. jak to Sienkiewicz mówi - ch*j dupa i kamieni kupa.... no i kompletnie nie jestem do tego przekonany...
tak więc w mojej głowie rodzi się myśl, że skoro cymbał rozwalił, to neich cymbał teraz za swe winy poniesie konsekwencje - i powiedziałęm mu (co prawda w totalnej złości), że chcę nową gitarę, a tą niech sobie sam naprawi - bo mnie partaczenie i półśrodki nie obchodzą...
Jednakże nei wiem, na ile dobrze robię - może ktoś mi tu powie, że naprawiona u rzekomego lutnika wynagrodzi mi bóle, a gitara będzie dalej grała tak jak gra teraz?
Coś doradzicie? Żądać od niego nowej (może i używki - wszak nówka-funkiel-szutuka nie byłą, tylko używałem jej ponad rok...), czy jednak zdać sie an tego lutnika?
Przyznam, ze ew zmiana główki ajkoś mnie nie bawi - może to głupie, ale skoro wyłożyłem tysia za gitarę FENDER, to ajkoś nie widzi mi się teraz tutaj jakoś unknown-główka, może nawet nie pasująca do reszty... Nie chę wyjśc na kogoś, dla kogo liczy się tylko nazwa firmy no ale jednak fender to jest jakiś klasyk, jakaś wyrobiona marka i jednak skoo byłem sczęśliwym posiadaczem tejże gitary, to chyba mam prawo, mimo imbecylizmu mojego współlokatora, żądać przywróćenia takeigo samego stanu rzeczy, jak przed wjego wyapdkiem z moją gitarą?
Ktoś, coś, jakieś opinie - czy to an temat sporu, czy an temat trwałości po ewentualnej naprawie? Dla mnei to ajkoś nei wygląa za dobrze...
Liczę na Was :)