Kiedyś jak miałem jedną gitarę, to zmieniałem struny jak je zajechałem, czyli raz na 1,5-2 miecha. Grałem bardzo dużo, 4 do 8h dziennie. Potem, jak się biegało za dziewczynami, to się zmieniło - grałem wcale, albo mało. Następnie zacząłem zwiększać ilość gitar i obecnie mam ich ponad 10. Gram regularnie 2 x w tyg tzw granie, około 5-7h, plus w domu tak 30min dziennie. Struny wymieniam nawet raz na kilka lat, np w Jacksonie DK2 strojonym w C# drop 10-52 EB Paradigm, lub raz na rok w Fender Stratocaster Am Special strojonym w E-std 9-46 EB Slinky. Przez jakiś czas wymieniał struny dość regularnie we wszystkich moich gitarach, przez to nazbierało mi się "zużytych" strun całkiem spora walizka i z racji tego iż cały czas używałem tylko EB Slinky, to mogę skompletować wiele nowych 'zużytych' kompletów. Tyle, że z tych 'zużyte' większość zagrała może z 10 razy. Teraz wróciłem do pierwotnego zamysłu, grać aż będzie widać, że to już czas. Bo kto na rozkręconym half stacku słyszy, jak gra perkusja, bas i druga gitara, że twoje gitara chce nowych strun? A jak ponoć Tadeusz Nalepa był mocno wku...ny jak mu techniczny wymienił struny w jego L5s. No i tyle, że np.: te co najmniej 3-letnie
Paradigmy w Jacksonie po prostu też nie chcą zdechnąć. Ale już czas na nie kalendarz woła. Aaaa bym zapomniał. kiedyś to struny się gotowało. Brzmiały jak nowe, ale grać to się już na tym nie dało, bo gitara w ogóle przestawała stroić. Więc dawno otwarte struny na pewno będą do użytku,nawet te używane, choć zapewne te nie używane najbardziej. tym bardziej, że wszystkie produkowane są coated.