Miałem napisać kilka słów o porównaniu tych dwóch wzmacniaczy: Marshall CODE 25 vs Fender Mustang GT40. Na starcie zaznaczam, że dokładniejsze wgryzienie się w temat jeszcze przede mną. Informacje dotyczące Mustanga potraktujcie jako pierwsze wrażenia.
Jeśli chodzi o brzmienie to Mustang wydaje nieco cieplejszy dźwięk, CODE choć ma bardzo przyjemny charakter, to jest jakby lekko jazgotliwy. Dodatkowo Marshall wymaga wyższych głośności by wybrzmieć - w bloku to może być problem. Na Mustangu łatwiej uzyskać fajny efekt na czystym kanale - już nawet niektóre fabryczne preset dają tu radę. Na Marshallu dźwięk zawsze był jakby lekko przytłumiony, ale to nadaje mu smaku przy trochę "przybrudzonych" brzmieniach i na prawdę fajnie to wychodzi, zdecydowanie może się podobać. Także powiedzmy, że tu jest
remis, może nawet z lekkim wskazaniem na Marshalla (choć może to kwestia, że ileś tam już na nim gram i się przyzwyczaiłem).
Co jeszcze warto dodać to
efekty - tak jak się spodziewałem,
na Mustangu GT brzmią dużo bardziej naturalnie. Na Marshallu o ile reverb brzmiał świetnie, był budowany basem, to już modulacje pokroju chorus/phaser brzmią za bardzo cyfrowo. Tutaj nie miałem takiego odczucia, jest całkiem przekonująco a wybór spory. Dodatkowo tu pełna swoboda łączenia efektów a nie sztywne ramki jak w Marshallu. Choć muszę przyznać, że
jedna rzecz jest zrobiona w marszałku lepiej - noise gate. Tutaj nie znalazłem możliwości płynnej regulacji, jest skokowy, poza tym w Marshallu ogólnie radził sobie lepiej. Dźwięk może faktycznie był nieco przygaszony ale przy odpowiednim ustawieniu praktycznie 0 szumów nawet na singlach. Także coś za coś.
Jeśli chodzi o obsługę to wygrywa Mustang - spory wyświetlacz to jest to czego mi brakowało. Przeklikiwanie się na malutkim, jednoliniowym ekranie było mało wygodne i niezbyt szybkie. Generalnie każda większa zabawa brzmieniami wymagała telefonu w ręce. Z drugiej strony Marshall nadrabia dedykowanymi przyciskami do wielu elementów, więc pewnie dało by się przyzwyczaić. Dodatkowo warto wspomnieć, że Fender ma całkiem sporą społeczność robiącą presety, które można przetestować "na żywca" albo pobrać na urządzenie. W Marshallu niby też coś jest ale w porównaniu z Fenderem to jest zrobione jakoś na doczepkę.
Na koniec
jeśli ktoś zamierza grać z podkładem - nie wiem w czym rzecz, ale na Marshallu dźwięk streamowany po bluetooth jest jakby przytłumiony. Brzmi to trochę tak, jak by ktoś wrzucił na głośnik gruby koc, albo puszczał dźwięk z oddali. Nie bardzo wiem jak to lepiej opisać. Ogólnie efekt był taki, że muzyka była wyprana, bez charakteru. Fender ma głośniki stereo i myślę, że mógłbym śmiało użyć go do nagłośnienia jakiejś małej imprezy - jakość dźwięku jest przyjemna, sporo basu.
Także tu ponownie mój głos idzie na Fendera.Podsumowując wybór zależy od tego kto czego szuka. Jeśli ma się te 150-200zł więcej i nie obawia się tej multimedialności Mustanga, to może być dobra decyzja. Jeśli zamiast tego zamierzasz zrobić sobie raz kilka swoich presetów i nic dalej nie kombinować, to Marshall jak najbardziej się broni, (szczególnie jeśli priorytetem nie są gatunki wymagające czystego kanału). W zamian odwdzięcza się całkiem charakternym, przyjemnym brzmieniem. Gdybym miał zupełnie subiektywnie powiedzieć, który wzmacniacz dla mnie wygrywa w tym porównaniu - tu z uwagi na moje konkretnie wymagania powiedział bym, że Mustang, ale zdecydowanie nie jest to nokaut a niewielka wygrana na punkty
.