1. P90 - jestem entuzjastą tych przystawek, to się wypowiem
To są single, ale mają nieco inne brzmienie niż "klasyczne" przetworniki tego typu. Są trochę "tłuściejsze", odnoszę wrażenie, że mają więcej dolnego środka. Idealnie mi wchodzą w brzmienia "okołobluesowe" i rockowe. Naprawdę nieźle brzmią z przesterem (ovedrive) i to praktycznie na każdym poziomie - od lekkiego crunchu do mocnego pierdnięcia. Z distortion mi się nie podobały, za łatwo się to sprzęgało (w końcu single). Często stosuje się je w Les Paulu i wszelkich semihollowach, rzadziej w SG czy stratach, choć i tu się zdarza (vide PRS Soapbar). Moim zdaniem (a to już opinia bardzo subiektywna) najfajniej sprawdzają się w klimatach bluesowych i rockowych, właśnie w semihollowach, dodają trochę takiej fajnej "tłustości" do dźwięku.
2. SG vs Angus Young - pamiętaj, że on nie gra na gitarze, którą Ty chcesz kupić. On nie poszedł sobie do sklepu w Polsce w 2017 roku i nie kupił gitary z półki. Jeśli tak zrobił w tej swojej na głowie ustawionej Australii, to zapewne na samym początku kariery. Jego gitary poza tym są przygotowywane przez technicznych. A jak bardzo różnie potrafi brzmieć SG w zależności od tego dla kogo robiona i kto jej używa, to możesz sam sobie posłuchać. Wystarczy posłuchać po kolei artystów nawet z krótkiej listy:
- AC/DC
- Santana
- Frank Zappa
- Black Sabbath
- The Who (tak, Pete Townshend też na tym grywał)
- Derek Trucks
Jest ich więcej, ale tu masz już taką różnorodność, że już Ci wystarczająco utrudniłem ocenę tej gitary :D
Co do zasady - SG miała być następcą LP w ofercie Gibola, nawet nazywała się na początku Gibson Les Paul SG, ale Pan Les Paul poprosił o zmianę tej nazwy. Poza kształtem, gitara ta ma nieco inną konstrukcję od LP, jest znacznie lżejsza, jej typową wadą jest to, że "leci na główkę", co przy graniu na siedząco nie powinno przeszkadzać, a przy graniu na stojąco gitarzyści jakoś sobie z tym radzą. Słyszałem też opinię, że SG (poza jedną serią z lat 1970-) śmierdzą (naprawdę, podobno wszystkie, nie wiem, nie zwróciłem uwagi, a miałem dwie takie w ręku, więc może zbyt subtelnie bym wyczuł
). Niektórzy twierdzą, że kształt jest ohydny... wolno im, tym onym. Słyszałem też opinię, że dostęp do wyższych progów jest niewygodny; może za mało grałem na tym, ale nie zauważyłem dyskomfortu czy zmęczenia łapy (a gram wciąż jeszcze bardzo topornie). Ja lubię SG i zapewne kupię sobie któregoś pięknego dnia takiego Gibola, przy czym zapewne w specyfikacji bliższej Iommiemu niż Angusowi, a może nawet jeszcze mocniej, bo dla mnie rogata gitara zasługuje na brzmienie rodem z piekła. SG, to obok LP i Explorera, mój ulubiony kształt, a specyfikacja bardzo mi pasuje. Na codzień nie ma to dla mnie znaczenia, ale do dłuższego grania na stojąco takie wiosło o mniejszej od LP wadze może być zbawieniem dla kręgosłupa takiego dziada jak ja
3. Fendery Jima Roota (Tele i Strato) - to są gitary do łojenia. Nie twierdzę, że nie da się na tym jazzu zagrać, da się na wszystkim jak się umie, ale cel tych sygnatur jest jeden - wprowadzić w drżenie okrężnicę Szatana. Dlatego nie ma w nich singli, są za to bardzo mocne aktywne (chyba we wszystkich - poprawcie mnie, jeśli się mylę) przetworniki EMG (w Stratocasterze który widziałem, choć nie ogrywałem, siedziały EMG 81/60). I tu trafiamy w subiektywną opinię - mnie się ich brzmienie nie podoba w ogóle. Dla mnie walą plastikową bańką wypełnioną rojem małych wrednych os. Jedyna gitara, w której EMG (w tym przypadku były to 81/85) mi się podobały, to Epiphone LP sygnowany przez Zakka Wylde (takie wiosło ze śmiechowymi kręgami namalowanymi na korpusie). W ogóle fajnie mi to wiosło leżało, więc pewnie i to miało wpływ na odbiór brzmienia. Miało to jakieś takie pełniejsze brzmienie, więcej dołu, bardziej szerszenie niż osy (grubsze "ziarno") i nie było tak plastikowo.
"When you are dead, you do not know that you are dead. All of the pain is felt by others. The same thing happens when you are stupid."