Czyli grając dosyć długo ( za miesiąc mija 8 rok ) i nie znając zapisu nutowego mam się wstydzić ?
Jeśli nie było potrzeby uczenia się zapisu nutowego to nie. Mimo wszystko JA uważam, że dobry muzyk grający w zespole powinien znać uniwersalny język muzyki. Nie, nie mówię że go znam... I sam się tego wstydzę.
Wybacz, ale pisałem do ludzi, a nie do idiotów. Chyba logiczne jest, że nie trzyma się gitary opartej o grzejnik w łazience...
Jakoś od zawsze moje gitary stoją na stojaku zbudowanym w oparciu o biurko i jeszcze nigdy nie miałem przez to problemów. Mam w domu normalną wilgotność i temperaturę. Nigdy nie używałem żadnych szczotek, nabłyszczaczy, olejków i jakoś wszystko działa. Już od dwóch lat. Nie, nie uda się mnie nastraszyć , że lada dzień coś się wypaczy, pęknie i urwie mi głowę w czasie gry.
Od zawsze bardziej doświadczeni gitarzyści robili z siebie bohaterów wymyślając jakieś bzdury np. o krwawiących palcach. Tak było, jest i będzie.
Co do Epiphonów - nie powiesz mi, że na takiej gitarze nie da się nauczyć grać. Panuje moda na polecanie nowicjuszom bardzo drogiego sprzętu - to wydaje się być dobrym posunięciem, jednakże odstrasza większość z nich. Ludziom wydaje się, że każdy początkujący ma kasę na Squiera i lampowy wzmacniacz. Ilu z nas zaczynało grając na sucho na rozpadającym się defilu? Zapewne wielu.
Największą zmianę w brzmieniu odczułem tak naprawdę dopiero po zakupieniu porządnego wzmacniacza (jak na mój budżet, niestety nie mam 15 tysięcy). Nieco mniejsza była ta po zmianie gitary na ryśka. Dlatego uważam, że na początek lepiej mieć Epiphona i Marshalla niż Fendera i pierdziawkę.