Dla mnie opisywanie brzmienia czy recenzowanie płyt ma tyle sensu, co tłumaczenie niewidomemu kolorów. Po to mamy kilka zmysłów, zeby dane bodźce odbierac tymi dedykowanymi.
Nosi mnie jak ktoś pisze, że "drugi utwór na płycie wprowadza nas delikatnymi talerzami, zeby potem uderzyć mięsistym brzmieniem gitar". Zwlaszcza w czasach, gdzie każdy może danego utworu posłuchać nawet za darmo.
Nie opisuj brzmienia, tylko podepnij przykładowe nagranie. 5 sekund brzdękania powie więcej, niż 1000 słów.