Chyba mylisz pojęcia...
Vintage - to jest Les Paul '59, a nie Muzima, czy Jolana. Tak, ogrywałem te "wiosła" razem z całą gromadą Defili w czasach, gdy przy przeciętnej pensji w PRL-u na poziomie 1700 zł w komisie na Hożej wisiał Telecaster za 70 000 zł. Nawet nasze wiodące kapele z końca lat 60-tych mogły najwyżej o nim pomarzyć...
Jedynym instrumentem z tamtych czasów, który wspominam z sentymentem była Samba, o ile pamiętam zerżnięta z Hagstorma, oczywiście przy użyciu rodzimej produkcji komponentów. Sam już nie wiem i le razy podczas strojenia obcęgami (tak, tak, OBCĘGAMI, bo o ruszeniu klucza ręką w ogóle nie było mowy) udało mi się urwać plastikową główkę od klucza. Niewymienne przystawki, beznadziejny mostek.
Oczywiście produkty naszych południowych, czy zachodnich sąsiadów biły te nasze na głowę, ale bolączka całego bloku wschodniego - brak kontroli jakości - i w tym przypadku zbierała swoje żniwo.
Jeżeli jesteś kolekcjonerem, to jak najbardziej możesz sobie to kupować. Jeżeli chcesz grać, to za tę samą kasę możesz kupić naprawdę przyzwoity instrument. Przyznam się szczerze, że Sambę sam bym z chęcią nabył, głównie w celu jej uzdatnienia współczesnymi częściami, ale jedyny egzemplarz, na który udało mi się trafić kosztował 900 zł. Jej wartość użytkową oceniam na 100. Dałbym 200 gdybym trafił na cos w idealnym stanie, co po pół wieku raczej jest mało prawdopodobne...