Mam całkiem na odwrót :D. Śpiewaj bez mikrofonu i może z gitarą podpiętą to wzmacniacza... na mnie działa, to znaczy, mimowolnie wyrównuję głośność śpiewu do akompaniamentu i zauważyłem niedawno, że względem znajomego który zawsze śpiewa z majkiem, unplugged śpiewam o wiele głośniej i śmielej.
Po prostu śpiewaj głośniej, porządny wydech/wdech i przepona.. tu nie ma czarów.
Może też kwestia repertuaru, bo np śpiewasz turbo smęty, których zwyczajnie nie wypada wykrzyczeć, bo psuje się cały sens. Słowem: ć w i c z y ć .