Zabobon, nie zabobon - są, jak to się mówi, "plusy dodatnie", i "plusy ujemne" rozpoczynania nauki na klasyku. Mnie na nylonach palce bolały mniej, a na szerokim gryfie krótkie palce nieźle się rozciągnęły. Piszę z niskobudżetowej perspektywy własnych początków z akustycznym Defilem (tak twardym że od strun w palcach robiły się głębokie rowki) i ruskim klasykiem z bazaru (z akcją strun na poziomie Himalajów, co jednak okazało się całkiem znośne dla palców i przy szerokim gryfie dało się grać nie tłumiąc sąsiednich strun). Uczyłam się na jednym, i na drugim - mankamenty tych gitar mnie do grania nie zniechęciły. Przypuszczam, że nawet tanie gitary współcześnie produkowane zabrzmią znacznie lepiej niż moje wyżej opiewane instrumenty z minionego tysiąclecia, więc będzie łatwiej
Ja rozumiem że polecanie klasyka komuś, kto marzy by grac na gitarze elektrycznej nie ma sensu. Ale przesadą jest sugerowanie, że jeśli ktoś chce akustyka(albo jeszcze nie jest pewien, czego chce) a da mu się na start klasyka to się go przez to zniechęci do grania.
Mędrcy Pustyni radzą, żeby od razu kupić ten typ instrumentu, na którym się planuje grać docelowo. Czy w przedziale cenowym do 300 zł da się znaleźć akustyka tak wyregulowanego, że gra na stalowych strunach nie będzie drogą przez mękę? Może lepiej w takim przypadku kupić używaną gitarę, a lepszą i już ustawioną? Czy Kulega ma kogoś kto pomoże mu ocenić grywalność instrumentu przed zakupem?
Nie znam się, więc się wypowiem...