Witam.
Po długim czasie zakupiłem w końcu owego marshalla. Przejechałem za nim prawie 500 km, dałem 1350zł. Jest z 2004 roku, sprzedawca zarzekał się, że sprzęt stał u niego nieużywany, a i poprzedni właściciel grał tylko w domu. Lampy są chyba oryginalne. "Próbowałem" go koło 1,5 godziny, wszystko wydało się w porządku. Żadnych trzasków, żadnych szumów, lampki mocy żarzą się z ładną niebieską poświatą, wszystko hula. Nawet stan wizualny wskazuje na to, że wzmacniacz raczej domowego zacisza nie opuszczał. Zauważyłem teraz jednak pewną zależność. Kiedy odpalę wzmacniacz, to grać zaczyna po kilku sekundach, no ale trzymam go zazwyczaj ze 20 minut na stand by, żeby osiągnął odpowiednią temperaturę. Jednak parę razy trzymałem krócej, po 10 minutach na kanale czystym zauważyłem lekki crunch, a po 20 go nie było. W jakim czasie takie cuś powinno osiągnąć warunki do optymalnej pracy? Czy faktycznie te 20 minut to taki niezbędnik, czy jednak jest to objaw, że te lampy jednak nie są już pierwszej świeżości?