Witam szanownych gitarzystów ;)
Ostatnimi czasy coś mi nie pasuje w moim wzmacniaczu. Wydaje mi się, że strasznie siarzy, tzn nie gra tak selektywnie jak za czasu, kiedy go kupiłem.
Chodzi tutaj o Peavey'a Triple XXX, łączę go z Marshall'em 1960AV. Kupiłem go koło listopada-grudnia 2012 roku, bez ogrania, ale jak go podłączyłem do Marshall'a, który przyszedł mi 2 tygodnie później to cud miód i wszystko fajnie.
Ostatnio na próbie zauważyłem, że nie brzmi tak jak powinien, strasznie wrzeszczy górą, ale kiedy tylko minimalnie ściągnę trochę z niego treble to nie brzmi już fajnie, nie mogę tego jakoś wypośrodkować.
Może to wina lamp, albo może po prostu słuch mi się wyostrzył i już dla mnie nie brzmi "fajniej od Mesy"?
Co w ogóle sądzicie o połączeniu Triple XXX + 1960AV Marshall'a? Bo zastanawiam się nad ewentualną zamianą na dedykowaną paczkę albo coś na innych Celestion'ach, jeśli będzie trzeba i przez to polepszy mi się brzmienie.
Gram Thrash/Death Metal, czasem mi się zdarzy grać na kanale czystym, często z kolei gram coś w stylu Hunter'a (od Medeis do Królestwa).
Mam nadzieję, że mi pomożecie Panowie (jeśli na forum są, to również Panie ;)), bo trochę z tym problemów mam.
Swoją drogą, słyszałem, że podobno 1960AV jest siarzaste i to jej urok, ale z kolei fajnie siedzi w mix'ie, tylko solo kuleje. Prawda to czy mit?